Imigracja
20 stron.
Na tyle muszę napisać pracę na temat: polityka ludnościowa a sprawa polska.
Ostatni rozdział pracy postanowiłem poświęcić naszemu pokoleniowemu doświadczeniu czyli emigracji zarobkowej i tego co nasze mniej lub bardziej ukochane rządy z tym fantem robią.
Kiedy jechałem sobie na rowerze wpadł mi do głowy pewien pomysł. Oto dziecko tej myśli:
Imigrację dzieli się na legalną i nielegalną. Politycy starają się wesprzeć imigrację legalną a zahamować tę nielegalną. Najchętniej by ją zlikwidowali. Teraz pytanie. Dlaczego Amerykanie ciągle łapią Meksykanów biegnących przez pustynie ku ziemi obiecanej. Dlaczego Sarkozy specjalnie organizuje 100 statków i 50 samolotów żeby odesłać niechcianych Algierczyków na drugą stronę morza Śródziemnego? Dlaczego policja zgarnia Rumunów z Bema i funduje im świąteczną deportację do domu? Czy politycy chronią nas przed niebezpieczeństwem zalania nas przez nielegalnych imigrantów?
Istnieje wiele odpowiedzi, jednak zdaje się, że prawdziwe rozwiązanie można osiągnąć stosując do powyższych pytań pewien myk, którym Sławoj Żiżek bardzo często posługuje się , żeby odkryć prawdę o istocie wszechrzeczy. Nazwałem ten myk: The Żiżek Reversal.
Chodzi więc nie o to czy politycy osłabiają pozycję nielegalnych imigrantów, ale o to czy nielegalni imigranci osłabiają pozycję polityków. Oczywiście, że osłabiają. I o to chodzi. Hier liegt der Hund begraben! Przez samo pojawienia się nielegalnych imigrantów demaskowany jest fakt, że państwo nie jest w stanie zapewnić odpowiedniej szczelności granic, a co za tym idzie, ochrony swoim obywatelom. Chyba nigdy nie będzie w stanie tego zrobić. Dlatego politycy lubią jednostkowe akcje, w swej istocie iście populistyczne, które mają na celu przekonanie społeczeństwa o działającej ochronie państwa.
Legalna i nielegalna imigracja. Co za pierdoły. Godne prawniczej logiki.
Z ekonomicznego punktu widzenia, nie ma legalnej czy nielegalnej imigracji. Jest po prostu imigracja i już. Człowiek to Smith'owski homo oeconomicus, zawsze będzie podążał za zarobkiem. (Przywołanie przykładu Polaków na Wyspach powinno wystarczyć.) Myślę, że lepiej byłoby podzielić imigrację na oczekiwaną (ekonomiczną itd.) i nieoczekiwaną (np. w uciekinierzy z terenów objętych wojną).
Wróćmy zatem do nieszczęsnej polityki. Ustaliliśmy już, że polityk aby utrzymać się przy władzy chętnie skorzysta z niezadowolenia ludzi z pojawienia się nowego nieznanego elementu. Mimo wszystko gospodarka potrzebuje elementu napływowego a w dobie globalizacji ruchy szerokich mas ludności stają się coraz łatwiejsze. Migracje stanowił i stanowić będą istotny aspekt kształtowania się społeczeństw. Polska cichcem dołączyła do krajów, które stanowią cel emigracji. I rzeczywiście za 50 lat będzie u nas milion Wietnamczyków a rzesze Ukraińców wypełni lukę po Polakach siedzących w Anglii. Powoli, wracamy do multi-kulti społeczeństwa, które przecież stanowi istotną część polskiej historii i kultury. Mamy w końcu tradycję, z której można garściami czerpać.
Tymczasem, kiedy kraje byłego bloku wschodniego przygotowują się na nowe wyzwania, Unia Europejska otacza się solidnym murem. Powtarza wzór zachowań, niechętnego przybyszom, państwa narodowego. Tylko czyni to na wyższym poziomie. Jako międzynarodowa instytucja ma większe możliwości kontroli. Zarówno przy granicy, ale także wewnątrz każdego kraju członkowskiego można zostać sprawdzonym czy jest się obywatelem UE czy też nie. Lineczka z Ukrainy miała problem żeby przedostać się przez Węgry, bo miała tylko wizę zezwalającą na pobyt w Austrii. Biurokracja ad absurdum.
I oto absurd tworzy paradoksy. Ułatwiając obywatelom przemieszczanie się w obrębie samej UE, Unia jednocześnie utrudnia to przemieszczanie nie- obywatelom. Gwarantując prawa swojakom, odmawia się jej obcym. Wolność bierze rozbieg i skacze ze skały.
Na tyle muszę napisać pracę na temat: polityka ludnościowa a sprawa polska.
Ostatni rozdział pracy postanowiłem poświęcić naszemu pokoleniowemu doświadczeniu czyli emigracji zarobkowej i tego co nasze mniej lub bardziej ukochane rządy z tym fantem robią.
Kiedy jechałem sobie na rowerze wpadł mi do głowy pewien pomysł. Oto dziecko tej myśli:
Imigrację dzieli się na legalną i nielegalną. Politycy starają się wesprzeć imigrację legalną a zahamować tę nielegalną. Najchętniej by ją zlikwidowali. Teraz pytanie. Dlaczego Amerykanie ciągle łapią Meksykanów biegnących przez pustynie ku ziemi obiecanej. Dlaczego Sarkozy specjalnie organizuje 100 statków i 50 samolotów żeby odesłać niechcianych Algierczyków na drugą stronę morza Śródziemnego? Dlaczego policja zgarnia Rumunów z Bema i funduje im świąteczną deportację do domu? Czy politycy chronią nas przed niebezpieczeństwem zalania nas przez nielegalnych imigrantów?
Istnieje wiele odpowiedzi, jednak zdaje się, że prawdziwe rozwiązanie można osiągnąć stosując do powyższych pytań pewien myk, którym Sławoj Żiżek bardzo często posługuje się , żeby odkryć prawdę o istocie wszechrzeczy. Nazwałem ten myk: The Żiżek Reversal.
Chodzi więc nie o to czy politycy osłabiają pozycję nielegalnych imigrantów, ale o to czy nielegalni imigranci osłabiają pozycję polityków. Oczywiście, że osłabiają. I o to chodzi. Hier liegt der Hund begraben! Przez samo pojawienia się nielegalnych imigrantów demaskowany jest fakt, że państwo nie jest w stanie zapewnić odpowiedniej szczelności granic, a co za tym idzie, ochrony swoim obywatelom. Chyba nigdy nie będzie w stanie tego zrobić. Dlatego politycy lubią jednostkowe akcje, w swej istocie iście populistyczne, które mają na celu przekonanie społeczeństwa o działającej ochronie państwa.
Legalna i nielegalna imigracja. Co za pierdoły. Godne prawniczej logiki.
Z ekonomicznego punktu widzenia, nie ma legalnej czy nielegalnej imigracji. Jest po prostu imigracja i już. Człowiek to Smith'owski homo oeconomicus, zawsze będzie podążał za zarobkiem. (Przywołanie przykładu Polaków na Wyspach powinno wystarczyć.) Myślę, że lepiej byłoby podzielić imigrację na oczekiwaną (ekonomiczną itd.) i nieoczekiwaną (np. w uciekinierzy z terenów objętych wojną).
Wróćmy zatem do nieszczęsnej polityki. Ustaliliśmy już, że polityk aby utrzymać się przy władzy chętnie skorzysta z niezadowolenia ludzi z pojawienia się nowego nieznanego elementu. Mimo wszystko gospodarka potrzebuje elementu napływowego a w dobie globalizacji ruchy szerokich mas ludności stają się coraz łatwiejsze. Migracje stanowił i stanowić będą istotny aspekt kształtowania się społeczeństw. Polska cichcem dołączyła do krajów, które stanowią cel emigracji. I rzeczywiście za 50 lat będzie u nas milion Wietnamczyków a rzesze Ukraińców wypełni lukę po Polakach siedzących w Anglii. Powoli, wracamy do multi-kulti społeczeństwa, które przecież stanowi istotną część polskiej historii i kultury. Mamy w końcu tradycję, z której można garściami czerpać.
Tymczasem, kiedy kraje byłego bloku wschodniego przygotowują się na nowe wyzwania, Unia Europejska otacza się solidnym murem. Powtarza wzór zachowań, niechętnego przybyszom, państwa narodowego. Tylko czyni to na wyższym poziomie. Jako międzynarodowa instytucja ma większe możliwości kontroli. Zarówno przy granicy, ale także wewnątrz każdego kraju członkowskiego można zostać sprawdzonym czy jest się obywatelem UE czy też nie. Lineczka z Ukrainy miała problem żeby przedostać się przez Węgry, bo miała tylko wizę zezwalającą na pobyt w Austrii. Biurokracja ad absurdum.
I oto absurd tworzy paradoksy. Ułatwiając obywatelom przemieszczanie się w obrębie samej UE, Unia jednocześnie utrudnia to przemieszczanie nie- obywatelom. Gwarantując prawa swojakom, odmawia się jej obcym. Wolność bierze rozbieg i skacze ze skały.