Myślnik

Blog dla każdego i dla nikogo

Moje zdjęcie
Nazwa:
Lokalizacja: Poland

środa, listopada 29, 2006

Piętra

Hope springs eternal in a young man's breast
And he dreams of a better life ahead
Without that dream you are nothing, nothing, nothing
You have to find out for yourself that dream is dead
- Alan Price


Dramat wjednym akcie
Występują:
Perca
Pinus
Umysł Pini
Pani, która nic nie mówi
Ja
Umysł
Czas ostatecznego boju, od którego nie zależy już nic. Sala przygotowana do prezentacji ustnej z języka polskiego. Do sali wchodzi Ja.

Umysł:Trochę szkoda, że rozmawiamy poraz ostatni w takich okolicznościach. Po tych 20 min, nic nie będzie mnie łączyć z tym miejscem. Tylko przeszłość, tylko wspomnienia - ale one są ulotne i lubią się odmieniać przer różne okolicznościowe przypadki i subiektywne tryby.
Ja: Dzień dobry
Umysł Pini: taka kolej rzeczy, nie ty pierwsz i nie ostatni.
Pinia i reszta komisji (poza Panią która nic nie mówi): Dzień dobry
Ja zaczyna ochoczo wygłaszać przygotowaną uwcześniej mowę.
Umysł: Przeciez wszystcy wiemy jak bardzo umowne jest to zebranie. Przeczytałem wiele, bo chciałem. To tylko zlepek słów, wyrwane z innych zdań, zlepione. Nie mogę powiedzieć, się wyrazić. Jestem umysłem zpętanym. Co mnie pęta? Chyba tylko przyzwoitość, która zabrania mi urażać innych. Przeciez wszystcy pośięcamy na to czas, trzeba to szanować. Za dużo zależy od substytutów myśli, nie rozpętam się.
Umysł Pini: Nie wolno, bo tak było.
Umysł: Jak to było? A opowieści o buncie? Czyż Gombrowicz nie stoi za oknem i podśmiewa się szyderczo?
Ja kończy swój wywód szybciej niż zamierzył. Umysł przejmuje połowiczną kontrolę nad Ja. Na twarzy Ja maluje się protestacyjna blaza.
Umysł Pini: Rozumiem. Akcja - reakcja. Niesubordynacja -.........
Pinus: Czy Raskolnikow jednak czytał Biblię w więzieniu?
Umysł Ja: Cóż zrobić, skoro pytanie pada, to pewnie się pomyliłem. A;e z drugiej strony pamiętam, że miał biblię, skoro miał to i czytał. Cofnąć się czy skoczyć?
Ja: Czytał.
Umysł Ja: Czy to ma wykazać sens jakiś? Czyt o to rzeczywiście chodzi? Czy to jest PRAWDA?
Umysł Pini: .....................
Ja wychodzi.


Prawda nas wyzwoli. Dzisiaj to już wyświechtany slogan, który ładnie brzmi a niewielu się stosuje do owego. Wielcy tego świata odrzucali społeczne konwenanse na rzecz prawdy. Z drugiej strony cytując Ryszarda Kapuścińskiego gdyby nie było kłamstwa na świecie byłoby wiele chamstwa. Nie chcę urażać innych, gdzie leży granica? Czy kopromis, złoty środek Arystotelesa w tym przypadku jest możliwy?

wtorek, listopada 28, 2006

Wino

Monice. Za czas cały i chwile wszyskie zarazem.

Wino

W amforach nie widać juz dna
Trzeba czekać do Piątku
W Piątek kończy się wszytsko
I wszytsko zaczyna

Konary opuszczone i liście
Już w jednakowym kolorze
Innym kolor dają
Na krótką chwilkę

Potrzebny jeszcze kokon
Z białego jedwabu
Żeby zachował
To co zostało

By mógł krzew winny
Owoce pełne wydać
Otuliłyby mnie
Zapachu dłońmi

I wina poczuć smak
Znowu, jeszcze raz
W Piątek kończy się wszystko
i wszytsko zaczyna

sobota, listopada 25, 2006

Tożsamość

Każda epoka, kontestowała dokononania poprzedniej, pomimo tego, że z niej wyrastała była jej zaprzeczeniem czasami nawet antytezą. A dziś? W obecnych czasach epoki mieszają się ze sobą a wynikiem tej barwnej mieszanki jest kolor szary.
Man's crisis of identity in the latter half of twentieth century - taki tytuł nosi piąty odcinek Latającego Cyrku Monty Pythona. Zapowiedź tego kryzysu można znaleźć choćby u Kafki. Kim był Franz Kafka? Żydem, Czechem a może Niemcem? Tak samo jest z jego bohaterami geodeta K. oraz Józef "o tym samym jakże rozbudowanym nazwisku" K., to ludzie bez tożsamości, mawia się o nich antybohaterowie. (Chociaż dla Fryderyka antybohater to tylko odmianan bohatera a nie, jego zaprzeczenie co sugerowałby przedrostek "anty", mamy przecież Antygonę i antylopę).
Różewicz mówi nam, że spadamy we wszytskich kierunkach jednocześnie, a w dodatku nawet dna nie ma! Cóż za świat okrutny! Bez oparcia, bez odniesiania jakiegokolwiek!
Ale! Według fizyków, punkt może istnieć jedynie w odniesienu do przestrzeni. W odniesienu do innego punktu, czy też osi. Skoro nie mamy osi do której moglibyśmy się odnieść to nie ma nas, a przecież jesteśmy.....
Identyfikacja! Człowiek potrzebuje identyfikacji! Dlatego teraz każdy ma tyle grup do wyboru, z któeymi chce się identyfikować. Istnieje nawet grupa która identyfikuje się przez odrzucenie identyfikacji. Jest jednak jeszcze jeden powód, przez który to istnieje tak wiele owych grup. (Za Marksem) Nothing can stop capitalism. Nothing. NOTHING! - tak podsumował swoją dygresję prof Hayden White, na swoim wykładzie gościnnym w Instytucie Historii. Skoro nothing go nie zatrzyma, to etyka też nie. Na poszukiwaniu tożsamości można zarobić, i to sporo.
Kiedyś pokolenia nazywano od przekonań, a potem muzyki której słuchano. mamy pokolenoe dzieci kwiatów, pokolenie rocka, pokolenie hip-hopu itd. Potem zaczęto wymyślać: pokolenie porno, pokolenie X, pokolenie Y, pokolenie Z ( a potem skończył sie alfabet). Wymyślane sa teraz coraz top bardziej wyszukane pokolenia, - tożsamości są wymyślane prze ludzi w garniturkach, a potem nadawane z góry reaszcie szaraczków. Przyznam się szczerze, że kontakt z tymi wymysłami utraciłem juz na nazwie pokolenie porno. No może jeszcze identyfikowano mnie z pokoleniem JPII, ale to akurat sprawa dyskusyjna bo coś w tym JPII jest na rzeczy. W końcu od maleńkości uważałem, ze fakt iż papiez jest polakiem, za cos całkiem normalnego i oczywistego. Ale pokolenie JPII służy chyba bardziej klasyfikacji, a nie utożsamianiu.
Ale wracając do tematu, nowe generacje - przemiana pokoleń, następowałaby teraz co 2-3 lata! Potrzeba (może zresztą specjalnie indukowana przez media i korporacje) czucia się odrębnym, bycia odrębnym kieruje teraz prawie każdym "rocznikiem"!
Napisałem na początku, ze każda epoka kontestowała poprzednią. Zakładam, że kryzys tożsamości ciągle trwa i jest wzmacniany przez modę i media. Jednakże, pojawiają się pierwsze symptomy (albo przynajmniej chcesz je widzieć - wtrąca Fryderyk), kontrreakcji.
Ciekawe jak będzie wyglądać przyszłość, jak ukszatałtuje się następna epoka?

czwartek, listopada 23, 2006

Ciche wzgórze

Szok, uraz - tak silne zderzenie pozostawia po sobie niezatarty ślad, piętno - odkształca duszę.
The fear of blood, tends to create the fear of the flesh.....




Otwieram oczy, widzę. Do uszu dochodzi tylko dzwięk wiatru odbijającego się od ziemi. Nie wychwytuję, żadnych zapachów. Stawiam pierwsze kroki, odgłos podeszwy dotykającej asfaltu jest jedynym słyszanym. Jestem sam, miasteczo opustoszało. Całość spowija gęsta mgła. Co jakiś czas leniwie przeleci koło nosa płatek śniegu. Nie jest zimno. Wyciągam ręke - jej koniec staje się prawie niewidoczny. Gdzie jestem? Nie wiem. Niepewność i niepokój zostają przeciwstawione ciekawości i chęci robienia czegokolwie, jakiejkolwiek aktywności.
Idę więc dalej przed siebie, mgła i samotność zdaja sie coraz bardziej napierac i przytłaczać. Równoprzystrzyżone trawniki, opustoszałe domy, wyrwy w ulicach sięgające nie wiadomo jak głeboko. Mimo tego idę dalej, pchany nie tylko własną ciekawością. Przenośne radio noszone w kieszeni niespodziewanie zaczyna trzeszczeć, po cichutku. lecz z czasem dzwięk staje się głośniejszy i głośniejszy zaguszająć nawet myśli. Nie można go wyłączyć, bębenki uzne nakłuwane tysiącami igiełek przesyłają silny impuls zagłuszający wszystkie inne.
Po mgle przesunął się cień, skrzydlata postać, Anioł? Nie wiem, radio za głosno trzeszczy. Zbliża się, z głupoty właściwe z ciekawości wyciągam ręke. Czuję mocne szarpnięcie, potem ciepło.... dopiero po chwili dociera do mnie ból. Cofam rękę, uciekam od cienia we mgle. Słyszę przeraźliwy pisk, postać podąża za mną. patrzę na dłoń - rozcięta, zpływa z niej powoli gęsta, ciemna krew. Widzę otwarte drzi jakiegoś domu - wbiegam do środka, zatrzaskuje drzwi i zastawiam je stojącą obok komodą. W trakcie zatrzaskiwania drzwi zauważyłem kwałek skrzydła, nie miało skóry, widać było wszytskie żyły i tętnice, nie płynęła w nich krew..... To nie był anioł.
Gdzie jestem?...... Setki myśli kołata się w głowie, oddech nie chce się uspokoić po długim biegu. Siadam na krześle i obwijając dłoń jakąś szmatą niepewnie wpatruję się w okno. Widzę tylko mgłę.. i nic więcej.
W końcu postanawiam wyjść. Robię pare kroków, wraz z nimi świat zaczął gasnąć. Światło, zaczęło blaknąć. Ciemność. Zapalam latarkę, ciekawe na ile wystarczy bateria? Idę więc dalej, na ślepo. Świało latarki próbuje sie przebić przez mrok, lecz ten pochłania je, nie dająć mozliwości rozwinięcia. Idę, moje kroki dzwięczą w okolicy. Przyzwyzajony do ich monotonii, nagle zostaję wyrwany z letargu, słyszę metaliczny dzwięk. Patrzę pod nogi, idę po rozciagniętej metalowej kratce. Pod nią widac ciemność. Inna niż ta przede mną. Tamata ciemność to odchłań, głębia siegająca dna, sięgająca samego dołu.....
Upadam, świat zaczyna wirować, zewsząd otaczają mnie metaliczne dzwięki, maszyny przy pracy. Zamiast budynków widzę ogromne wiatraki powolnie obracające się w tym bezwietrznym środowisku.
Zaczyna się, widzę ICH. Nie to niemożliwe. przecież ja żyję, oni są zaprzeczeniem życia. Szaleństwo, metaliczne dudnienie z głębi. Widzę wyraźniej, ONI cierpią a jednocześnie nienawidzą. Nie mogą znieść widoku życia. Odwracam wzrok, uciekam. Zimny pot,, rozszerzone źrenice, trzęsące się ręce... Strach, to oo jest ich nasyceniem i pożywieniem.
Gdzie jestem, czy to czyściec? Piekło? Widziałem, przed chwilą umęczone dzieci, małe, każda komórka epatowała bólem istnienia, a może niestnienia?
To niemożliwe, , to nie czyściec. Żaden Sheol, żadne Limbo. To nie Hades, to nie Tartar, to nie Gehenna, to nie Jannah, to nie Neraka, to nie Piekło.


To Ja......

Śmierć

Inspired by Zofija -> zofija.blogspot.com

Żyjemy jakbyśmy nie mieli umrzeć. Dlaczego? Wiadomą sprawą jest nadejście momentu, w którym impulsy elektryczne przestaną krążyć po naszym ciele, zniknie świadomość, zniknie życie.
Niepenwność - nie znamy przyszłości, nie wiemy czy z "nienacka", nie zaskoczy nas krwotok z koła tętniczego mózgu do przestrzeni podpajęczynówkowej czy inny liszaj. Umiera się na tyle, rzeczy i z powodu tylu czyników, że o wile prościej jest o tym nie myśleć. Nie da się zabezpieczyć, przed wszytskimi ewentualnościami. Rezczywiście możemy miec tylko poczucie dobrze wykonanych obowiązków i nic ponadto.
Śmierć to nieprawiedliwość - budzi frustrację wobec bezsilności i nieuchronnośc. Jakże to się dzieje, że jestem a nie będzie mnie? Trudno żyjącemu uzmysłowic i uzmyślnić sobie ów największy ze wszytskich absurdów. Lecz nie jest tak, że to nieprawiedliwość. Śmierć jest sprawiedliwa bo równa wszytskich, skoro jest sprawiedliwa musi być sprawiedliwością. Nie jest wcale tak, że to śmierć przeszkadza w życiu. To dzięki śmierci żyć możemy - żyjemy za cene śmierci. Daje nam ona, jedyny punkt oparcia w życiu, o przyszłości wiemy tylko, że umrzemy.
Warto wtym miejscu wspomniec jeszcze o karze śmierci, odbieraniu zycia w świetle prawa. Nie godzi się na to Fryderyk z moralnego punktu widzenia oczywiście. Nawet Bóg nie zabił kaina tylko kazał mu się tułać pośiwecie w cierpieniu i nędzy. Z punktu widzenia sprawiedliwości, kara ta ma uzasadnienie. Nie może bowiem być tak aby to kat miał przewagę nad ofiarą. Niestey nie można zadośćuczynić w przypadku odebrania życia, nic go juz nie wróci.
Polska mentalność? Czy nie jest tak, że asekurujemy przyszłość? Też jesteśmy pragmatyczni, czy dziećmi nie mają się zająć chrzestni? Zofio za bardzo krytykujesz w tym miejscy Polaków, fakt iż w ameryce tak wcześnie pisze się tetament wynika raczej z tradycji niz z mentalności to społeczny obyczaj. Poza tym Polacy również od razu działają, czy nie przepisuje się mieszkań nowonarodzonym dzieciom? Różnice wynikać mogą zapewne z różnic legislacyjnych obu krajów ( tu akurat wysuwam tylko hipotezę, niech jakichś prawnik się wypowie i uściśli). Amerykański styl wcale mnie nie razi, sam zastanawiałem się jak wykożystac moje ciało o śmierci ku dobru innch, zastanawiałem się nad pochówkiem itd. To nie jest wcale tak ,że amerykanie myślą o śmierci zawczasu wszystko załatwiają i mają spokój, a my Polacy czekamy ze wszystkim na ostatnią chwilę ( również żeby w trakcie życia miec spokój). Zgodzicie się zapewne, że o śmierci nie można tak po porstu zapomnieć, niechciane myśli o niej ciagle wracają, przez całe życie ciągle myślimy o śmierci. ( I piszemy na blogu).

O śmierci można pisać, aż do śmierci, o jej personifikacji, fenomenie kulturowym, o jej sakralizacji i desakralizacji. Nie pomieści tego, króciutki relatywnie wpis.
Zakończę myślą pani Szymborskiej, co przeżyłeś tego śmierć ci nie odbierze, choćby się starała za wszelką cenę.

wtorek, listopada 21, 2006

Jeszcze Ja

Większość opublikowanych na tym blogu postów, miała raczej charakter rozważalniczo - dyskusyjny. A napisałem, co zresztą wytknął mi Fryderyk, że dzieki blogowi mam zamiar poznac głębiej siebie.

Oto po paru tygodniach, rozmyślań udało mi się sprecyzować i nazwać dwie kolejne części siebie!

W środku mnie współistnieją czyniki wzajemnie sie wykluczające, antagonizmy paradoksalnie są one jak równanie, jeśli zniknie lewa strona równania, prawa równiez nie ma racji bytu. Jesli zniknie jedna z przeciwstawnych sobie sił automatycznie znika jej przeciwieństwo. Taka ich ogólna charakterystyka jest. Parę przykładów, ci którzy mnie znają potwierdzą, że jestem dośc zamknięty w sobie, te same osoby potwierdzą zapewne, że jestem okrpnie gadatliwy ( choć i do milczków porównywany byłem). Czy mozna być chodzącym paradoksem czy mam o sobie jakieś wykrzywione mniemanie?

Weryfikacje, zostawiam wam. napisałem powyżej, że odkryłem dwie cząstki mnie.
Oto Pierwsza z nich właściwie nie pochodzi z wnętrza, a właśnie z zewnątrz. Oto bowiem znajduję się w sytuacjach, w ktróch czuję, że to nie ja mówię i myślę. Skoro nie ja to kto?
Otóż znajduję w sobie cząstki innych osób, których gesty, zachowania, sposób mówienia, czy wreszczie strzepki dusz, w sobie odkrywam. Różne tony mówienia, odpowiednie nastawienie w stosunku do innych osób i sytuacji czy wreszczie słowa, które wypowiadam, a wczasie których wypowiadania, myślę sobie - kurcze ja bym to inaczej powiedział.... hmmm... naprowadziły mnie na ten ślad.
We mnie jest wielu, zwykłem mawiać, lecz poza Fryderykiem i sobą, nie przypuszczałem, że będzie ich (was) aż tak wielu. Przyjemnie jest odkryć w sobie strzepek przyjaciela, ciekawe czy i ktoś z was znajduje taki wycinek mnie w sobie?

Drugą częścia składową jest kolejne ucieleśnienie: nazywa sie Sydney i jest włochatmym pająkiem, któremu z pyska (wiem, pająki nie maja pyska), wkażdym bądź razie z szczękoczułek i nogogłaszczek i szeroko pojetego otworu gębowego wypływa mu pieniąca się ciecz. Sydney często charczy, przez ten płyn.

-Chrrrrr, chrrrrrrrrry chryyyyyyyyy! - Ogłuszełm tego placka i jego pingwina, hłe hłe ha! Chrr!
Siem przedstaiwm, żem kulturny ino! Sydney jo! Moie zainteresowania to defloracja dziewic, podkładanie nóg przechodniom, rysowanie płyt w sklepach muzycznych, podkradanie gum do żucia i batonów z marketów, lizanie grzybów ze stóp, połykanie obgryzionych paznokci, rzucanie obelgtami chryryrrrrrrrr! Lubie jeszcze, se dres założyć, wogóle się lubiem! Taki jestem kul i trendi. Chryyyyyyyy.

To ja Fryderyk, ależ z niego hultaj i huligan! Jak on przemoc stosować może! Piotrze ja myślałem, że toto wysłałeś na przymusowe wakacje do tajgi syberyjskiej w ramach programu przyrodniczego!
- No wysłałem, ale widzisz, wytowrzył się nowy. Bo po prostu nie można, nie da sie egzystować gdy brak mi siebie!
- No tak, człowieka z bloku wyciągniesz, bloku z człowieka nigdy.....

niedziela, listopada 19, 2006

(Nad)interpretacja

Kafka, napisał swój Proces, jako przestrogę przed biurokracją. Dzis przy interpretacji tego dzieła 9 co prawda szkolnej), ten watek się pomija. Mówi się o totalitaryzmie.
Camus napisał Dżumę, jako przestrogę przed wojną. Dzisiaj traktuje się ja jak biblie egzystencjalizmu.
Jakże to dzieje się, że odczytujemy dzieła na swoją (tzn. ogólno - współczesną) modłę, a jednocześnie zabrania nam się interpretować tekstów, inaczej niż jest to przyjęte w kanonie interpretacji?
Czy litreatura nie staje się, tak naprawdę wartościowa, kiedy człowiek, znajduje cząstke siebie w niej? Czy nie osiąga pełni celu, wtedy gdy możemy ja odniesc do naszego realnego życia?
A tak buduje się, na dziełach zamki i katedry przesłaniające kamień węgielny.
Oczywiście to bardzo ważne, aby kultura dodawała ciągle coś od siebie, i dookreślała. Gdyby tak się nie działo, nastapił by jej całkowity zastój. proces ten jest ze wszech miar przedziwny, gdyż nagina się dokonania wieków poprzednich do wspólczesnych odkryć i realiów ( czy może to duch historii zmienia swoje zdanie?). Wciska się dieła w jakieś wysubliomwane ramy, o których sam twórca nie miał absolutnie żadnokolorowego pojęcia.
Oczywiście jest to potrzebne, ale proces postępowania do przodu zdaje się być wypaczeniem wypaczenia, podwójnym oksymoronem i absurdalnym paradoksem.
Może rozwinę metaforę przytoczoną gdzieś powyżej, ponieważ Fryderyk ubolewna nad spadkiem jakości moich środków stylistycznych.
Otóż na kamieniu wegielnym i podstawie, buduje się ogromne fortece, zamki, katedry czy betonowe bloki. Dokłada sie do nich przeróżne cegiełki. Oczywiście większosc jest tego samego kształtu i koloru, ale trafiają się odmieńcy. Równiez i budowle jesli ogarnie sie je w całości mają różne enigmatycznie wystające architektoniczne niuanse. Jednakże przytrafić się może taka oto sytuacja.
Z takiej katedry urywa się, nagle jedna cegiełka. Spadajac obija się bolesnie o inne tak, że zatraca swój pierwotny kształt i w takiej oto formie ląduje na ziemi. Tam staje się kolejnym kamieniem węgielnym, na którym w krótce powstanie kolejna budowla.
Rozbudowują się miasta, rozbudowuje się cywilizacja. Przechadzamy się po ulicach oniemiali z zachwytu.

Wolność

Zaznaczam na wstępie, ze piszę ten post, PRZED lekturą Fromm'a.

Once upon a time, siedząc na niewygodnym szkolnym krzesełku, wiercąć się niemiłosiernie, próbowałem zabić nudę na lekcji angielskiego (Witchcraftry!). Postanowiłem, wzorem osiedlowej "pani Jadzi", pooglądac sobie świat za oknem. Uwagę przyciagnęła grupka wychodzących uczniów (w środku lekcji?) - zwierzem jesteś, wychwytujesz tylko ruch jak drapieżnik jakiś!, a co ze statycznymi obiektami jak np drzewo? .
Bardzo poczułem się ( a może poczułem się bardzo?), zniewolony. Nie chciało siedzieć misie, na nudnych jak schnąca farba zajęciach. byłem do tego odgórnie przymuszany przez, prawo, społeczeństow i przede wszytskim moje superego.
Stateczek wypłynął z porty o nazwie przystań, na morze które zwą wyobraźnią. Stateczek widział, jak znudzony ilekko zaspany uczeń wstaje, ostentacyjnie wychodzi z lekcji nie przejmując się spojrzeniami zaskoczonych współuczniów i Nauczycielki. Wychodzi, z gmachu i staje przed bramą wejściowo-wyjściową. I co ja zrobię.... - rząchnął ( Rząch! Rząch!)
Człowiek, musi się buntować bo inaczej uschnie jak kiełbasa zostawiona na słońcu. ( Skąd ty bierzesz te porównania - pyta Fryderyk, żując w tym czasie kawałek śląskiej). A jak wyjdzie z gmachu zniewolenia, i stanie przed bramą całkowitej wolności, ....
Nie przekroczy jej. Ogrom możliwości czekających za bramą to teoretycznie wszytsko. Cóż biedny człeczyna wybierze? Nic! Przytłoczy go wybór i strach przed odpowiedzialnością. Przytłoczy go niczym ( To ja Fryderyk, to porównanie było tak gupie, że musiałem się wtrącić i zastapić je tym oto napisem w nawiasie). Ciężki to orzech do zgryzienia, z jednej strony zniewala nas otoczenie, a z drugiej w obliczu wolności wytwarzamy mechanizm samozniewalający.
Dlatego też, wimaginowany uczeń wróci pokornie na lekcję, tym razem dobrowolnie wybierając zpętanie. Będzie to bardzo dobre usprawiedliwienie na przyszłość.

sobota, listopada 18, 2006

Tolerancja

W Poznaniu, odbył się marsz równości. To miłe kiedy ludzie walczą, z brakiem tolerancji, kiedy walczą z dyskrminacją. Jednakże Fryderyk czućje się trochę nieswojo, kiedy strona walcząca o tolerancję staje się delikatnie mówiąć nachalna. Kiedy zaczyna prostacko siłą wdzierać się w jego życie. Fryderyk, naprawdę czuje się nieswojo.
W filmie "Plotka", główny bohater,a by uniknąć zwolnienie z pracy ( a był nęznym pracownikiem), rozpuszcza tytułową plotkę , o jego rzekomym homoseksualizme. Oczywiście geja nie można zwolnić z pracy, obo to obraziłobyu całą mniejszość seksualną!
15 października 1894 roku, przy niewielkiej ilości dowodów i ze zeznaniami tylko jednego świadka, za szpiegostwo na rzecz Cesarstwa Niemieckiego, skazano Alfreda Deryfus'a. Pech chciał, że był jedynym żydem w jednosce. We Francji, zawrzało jak w czajniku, którego nikt nie wyłączył przez godzinę. Dreyfus oczywiście był niewinny.
Czasy się zmieniają! Kiedyś represjonowano mniejszości, teraz to mniejszości narzucają większości swoją wolę. Terroryzują ich, nas swoją odmienością!
Nie wolno nic powiedzieć złego o homoseksualiście, (oczywiście niezwiązanego z preferencjami seksualnymi danej osoby), bo wtedy uznani zostajemu automatycznie za "ksenofobów". Złego słowa nie można powiedzieć też np. antysemityzmie wśród czarnoskórych mieszkańców USA, bo wtedy zsotaniemy wrzuceni do szufladki - neo klu klux klan.
Tolerancja to nie dyskryminowanie innych za przekonania czy preferencje. To kierowanie się zasadą "żyj i daj życ innym", a nie dajmy mniejszością więcej praw i wogóle pozwalajmy im na wszytko co zechcą. Nie powinismy się bać powiedziec nie, jesli przekroczane sa pewne granice.
Fryderyk chciałby aby zorganizowany został marsz nierówności. Nie liczyłoby się czy ktoś, jest żydem, mormonem, czy brakuje mu dwóch palców u stóp, czy ktoś jest łysym dresiarzem, lub postkomunistą. Zwierzęta też byłyby mile widzane. Byłby to marsz nierówności, dla wszystkich, każdy jest w pewnym stopniu nierówny i na tym powino się budować relacje międzyludzkie. marsz nierówności to marsz w którym mógłby wziąć udział każdy, bez manifetowania swoich preferencji.
Jedynym łączącym czynikiem byłaby idea samego marszu.

czwartek, listopada 16, 2006

Samotność i cisza

Post dedykowany Katarzynie władczyni wszechrosji, za wielokrotne poratowanie w sytuacji, "wyborowej" ( tzn. w takiej, w której musiałem dokonac wyboru)

Samotność. ( Nie w sensie, najsmutniejszym czyli braku kontaktu z innymi). Nikt nie chece być samotnym. Samotność traktowana jest jak niepożądany gość, który w dodatku pachnie zgniłymi makrelami.
- Hej!- Wtrąca się Fryderyk, który ostatnio zajety był korespondencją i szykowaniem jakiejś akcji (Baben, czy jakoś tak), - Odnoszę wrażenie, że świat zaczął się obracac wokół Słońca trzy razy szybciej! Samoloty! TI! Nawet wskazówki szybciej się poruszają! Samotność, pośród zgiełku jest czymś pożądanym!
Tak to prawda, hałas męczy. Sam odkryłem z jaką lubością siedzę pustym mieszkaniu i towarzyszą mi tylko kot z psem ( i oczywiście nieodłączny Fryderyk). Rozwijam żagle i daję sie ponieść wiatrom oceanu myśli. Jednakże po pewnym czasie i to staje się meczące, ta cisza, ta pustka. Automatycznie reka kieruje się ku komputerowi, i klika na ikonkę Winamp.
Więc i samotność potrafi zmęczyć! Arty ( zdrobienie od Arystoteles), wymyślił zasadę złotego środka, która chciał zastosować w każdej dziedzinie. Jednak cisza i hałas wzajemnie się wykluczają, nie mogą współistnieć.
Nie pozostaje nic innego jak tylko wybrać drogę naturalnych fluktuacji. Wahniecia od jednego stanu do drugiego. Samotność i cisza, indukują procesy myślowe. Zgiełk, hałas i praca te procesy hamują.
Dalczegóżby nie poświęcić większej ilości czasu myśleniu? - chrzaknął Fryderyk.
Już odpowiadam. Pewien artysta, malarz, postanił sie wybrać do Paryża, na otwarcie swojej wystawy. Wybrał się na piechotę, szedł oczywiście całkiem sam. Kiedy doszedł do celu cierpiał juz na schizofrenię. Samotność, zbyt długo pozostawał w tym stanie, zbyt długo myslał, zbyt długi zgłębiał samego siebie, Kto wie co zobaczył w sobie, że aż popadł w obłęd.
Nalezy się więc zagłuszać, żeby nie podzielić losu tego nieszczęsnego artysty. Arty, był także zwolenikiem umiarkowania. Nie można zagłuszać się ustalicznie, gdyz doprowadzi to do intelektualnej posuchy. W pewnym momencie nie bedzie po prostu gdzie żeglowac statkiem rozważań.
Reasumując - złotym środkiem, bedzie umiarkowanie. Myślenie jest piekne, niektórzy widzieli w nim podstawę bytu. Zbytnie zbytnienie nie służy jednak człowiekowi. Treba, uniemozliwić zmyślenie umysłu. Zakrzyczeć ciszę, rzucic się w zgiełk i hałas. Wtedy też wkroczy się na inne wody, a statek nosić bedzie nazwę Eskapizm.

Eskapizm

Jesteś mieszkańcem ziemi, a uczysz się od obłoków. (Zgadnijcie kto?:)

Nie lubimy naszego świata, niesie ze sobą szczęście. Ale wraz z obietnicą szcześcia idzie w parze także ryzyko cierpienia. To przecież skandal! Niedopuszczalne, dlatego też nie dopuszczamy mysli o cierpieniu i smierci do naszych umysłów. Musimy je czymś blokować. Czymże miałaby być ta tama jak nie problemami innych, ich zmaganiami, ich walką o życie i przetrwanie?
Już rzymianie zauważyli, że przyjemnie jest z suchego brzegu, w czasie burzy obserwować zmagania drugiego. Pozwalało to uciec od swoich problemów i zmagań, przynajmniej na ta krótką chwilę o nich zapomnieć.
Ta sama chęć, czasem podświadoma, łączy ludzi. Tą samą funcję spełniał aojda - pieśniarz w starożytnej Grecji. Tą samą rolę spełnia także i alkohol, niektórzy uciekają w świat zmysłowych rozkoszy, jakie zapewnić mogą piękne kobiece ciała.
Nie będę się powtarzał i pisał znów, o filmach, słuchowiskach radiowych, książkach, grach, czy serialach. To, że pozwalają oderwać się od rzeczywistości, i umożliwają szybowanie pośród wyimaginowanych, czy tez wirtualnych przestrzeni to oczywistość.
Dodac do tego grona, mogę wojnę. Kiedyś, przed bitwą informowano ludność, że w danym miejscu, o danym czasie odbędzie się bitwa. Ludzie zbierali się, siadali np. na pobliskim wzgórzu i obserwowali morderczą walkę. Tak samo było z walkami gladiatorów. Sport to niekrwawa ( przynajmniej o wiele bezpieczniejsza dla, życia i zdrowia) odmiana wojny, toteż wchodzi w skład sposobów , dróg do eskapizmu.
Przyznam się sczerze, ze ucieczka w świat fantazji, towarzyszy mi cały czas. Być może robię to za często i wchodzę na zabronone tory, ale przecież to tylko marzenia, mikt nie odmówi mi do nich prawa.
Warto zanzaczyć na koniec fakt, że eskapizm to także w pewnym stopniu ucieczka od odpowiedzialności. Odpowiedzialność, to jakże uniakana przez człowieka masowego część ludzkiego życia. Eskapizm jest więc jak ogień w lesie po miesiącu suszy. Jego, zniwo jest przeogromne. Nie dziwi więc fakt, że coraz to bardziej popularne stają się wytwory pokultury.
Któż odmówi, spędzenia czasu z bohaterami serialu Lost, kto nie obejrzy z chęcią kolejnych przygód Alucarda, kto zaniecha doprowadzenia Snake'a do końca jego przygód? Kto nie przeczyta kolejnej powieści Grocholi? Kto nie ucieknie ze swoimi problemami w drugiego człowieka? Kto wogóle przestanie czytać, ogladać, grać, słuchać muzyki, kiedy ma taką możliwosć?
Czy nasza rzeczywistość nam wystarcza? Czy powinna nam wystarczać?

Życie to gra

W czasie herosów, udało mi, przekonać "Panią od wywozu odpadów komunalnych", co do tego, że gry tak deprecjonowane przez niektórych ( zwłaszcza przez"gadające głowy", które to gier na oczy nie widziały, a jedynie opierają się na poglądach osób trzecich), moga byc sztuką. Ale nie czas po temu, by referat ów przepisywać. Pzypatrzmy się , genezie tej gałęzi popkultury.

Najpierw, człowiek wysłuchiwał opowieści bajarzy, wszystko sobie wyobrażać musiał. Wspomagani byli przez lirników i innych grajków, przez obrazy i przedstawienia.
Kazdy kolejny krok w przód, rozwójn techniki uwalniał człowieka od wyobraźni.
Najpiwerw słuchowiska radiowe, imitowały dzwięki. Potem nadzsedł cios obuchem w zmysły czyli kino - film. Fikcyjna przestrzeń w, której to wytowrzyc możan wszytsko. Nie nadarmo Holywood t nazywane jest doliną snów i marzeń.
Człowieka, odciążano intelektualnie, czego szczytem było po prostu zaserwowanie świata wykreowanego, który to można chłonąć zmysłami. Uniemożliwa, z kolei wytworznie własnej "projekcji mentalnej", danej historii, bohatera, miejsca czy czasów.
Ludź zapragnął więć miec troche do powiedznia w tej materii, powstało kino interaktywne.
Z tąd już prosta droga do gier, które słowo "interaktywność" wzniosły na zupełnie inny poziom.
W przypadku gier, ciągle mamy doczynienia ze światem przedstawionym, jednak jest on o wiele (FAR MORE), bardziej sugestywny, a przez to wiarygodny od innych mediów (pośredników opowieści). Dlatego też pozwalają w większym stopniu, na eskapizm, na odizolowanie się od świata rzeczywistego. Bohater, w którego sie przecież wcielamy jest nam o wiele bliższy niż aktor odgrywający scenę. Gracz angażuje się emocjonalnie o wiele silniej. Gra staje sie wtedy induktorem takich emocji jak strach, gniew, radosć niepewność, frustracja czy euforia.
Człowiek nie umrze z głodu, zapominając biologicznych czynnościach i zaniedbując siebie czytając książke czy oglądając film. A znane sa przypadki kiedy to ludzie zagrali się na śmierć ( głównie w kręgach, w których ten przemysł jest o wiele bardzie rozwinięty to jest USA i przede wszystkim Japonia, gdzie gry to juz część życia codziennego).
Sam doświadczyłem kiedyś takich "zniknięć" więc wiem o czym piszę.
Obecne tendencje, kierują się ku coraz wierniejszemu odwzorowaniu rzeczywistości. Futurolodzy, uważają, że właśnie z gier wyrośnie kiedyś sztuczna inteligencja.

środa, listopada 15, 2006

Nadczłowiek

Koncepcja nadczłowieka, sprecyzowana i dookreślona przez Nietzsche'go jest zapewne wszystkim znana. Owego nadczłowieka miała cechować wola mocy ( czy właściwie wola ku mocy, błąd tłumaczy). Jednakże nie o Fryderyku, pisać będę. Jego koncepcja, jest tyloko kolejnym rozdziałem w księdze o tytule "Nadczłowiek".
Wola ku mocy... Parafrazując te słowa, można by rzec, że istnieje wola ku nadczłowiekowi.
Zacząć wypada od początku, pierwszy epos, epos o Gilgameszu. Gilgamesz jest nadczłowiekiem, właściwie , jakby to okresliła pani Maria Janion, jest fantazmatem nadczłowieka, jest "projekcją" nadczłowieka. jednak Gilgamesz ma pewną słabość, nie jest w pełni "nad" (aczkolwiekw stosunku do reszt ludzi oczywiście lepszy), dlatego tez spotyka na swojej drodze Utnapsztima (protoplastę Noe'go), który jest w tym lepszy od naszego Sumera, w tym, że jest niesmiertelny. To znaczy, że istnieje jakis nadczłowiek, którym można się stać. Oczywiście nikt nie jest nieśmiertelny, więc pozostaje wybór "realnej drogi do nadczłowieczeństwa", drogi Gilgamesza.
Antyczna Grecja, ma swoich nadludzi - pólbogów, herosów, lub ludzi właczonych w poczet bogów.
Mozna by wymieniac długo jeszcze, gdyż każda epoka i kazda kultura wytworzyła sobie ideał, lub jego namiastkę, którą teoretycznie można się stać. Mamy więc Rolandów, Leonardów, Napoleonów czy bardziej współcześnie Einsteinów.
Jednak to są przykłady ludzi, których "unadczłowieczono" (NB. ten motyw wykożystywany jest w polityce. Polityk to też nadczłowiek, tylko w bardzo małym zakresie, to taki "zwykły+". Ale "+" więc "nad".)
Powinienem napisac o tych stworzonych, ale nie znam opowiesci o nadludziach z tych odległych juz epok.
Napisze więc o czasach nam współczesnych. O wytworach popkultury, bo przecież to ona, która nas ogarnia z każdej strony, kształtuje nasz język i nasze wyobrażenia.
Zimna wojna, społeczeństwo żyje w strachu (continious form), potrzeba bohaterów, obrońców uciśnionych, tych sprawiedliwych , kreuje kolejnych nadludzi - Batmanów, Spidermanów, jakichś mutantów, czy wreszcie ucieleśnienie idei nadczłowieka SUPERMANA. Człowieka przewyżaszjącego pod każym wzgledem zwykłych zjadaczy chleba, zwykłych "ludziów".
Dziś jednak, ten wyższy o głowe facet w niebieskich rajtuzach i czerownych majtkach nie przemawia tak silnie do wyobraźni.
Zastapił go ktoś inny, też wyższy ( już Gilgamesz miał 2 metry wzrostu!), odzianu w czarne wdzianko, czarne okulary NEO, - nowy człowiek, nadczłowiek. Tylko zamiast pelerynki o jaskrawych kolorkach, powiewa poważny czarny płaszcz ( czesć ubioru swobodnie powiewająca na wietrze dodaje wszak charyzmy). Byłoby tez miło gdyby nadczłowiek miałby jakieś, insygnia w ręku. Berło już się przejadło, ale czemu nie wcisnąć bohaterowi do rąk katany, laski, parasola, czy bliżej niezprecyzowanego czegoś co dzierżył Alex bohater Mechanicznej pomarańczy.
Człowiek chce wierzyć, lub po prostu wierzy, że nadczłowiekiem ma szanse zostać każdy z nas. takie myslenie daje pewność siebie ale i budzi kompleks niższości - dlatego niektórzy nadludzie są "przenad" i tak Neo potrafi latać, to oczywiście gruba przesada. le naprzykład taki Snake, czy członkowie Fox- Hound , bohaterowie MGS'a, to ludzie wyspecjalizowani do bólu w jednej technice ( wyjątek to Snake, który jest dobry, najlepszy we wszytskim - jest nawet filozofem), oto zbieranina nadludzi miesczących się w percepcji człowieka masowego. Oczywiście są oni w pewnien sposób, komiksowi, przerysowani, ale taki tez mają rodowód, od którego nie mogą się uwolnić.
Idea nadczłowiek jest jak modelka pozostaje ta sama, tylko przebiera się, wraz ze zmianą mody.
(dodam, że moim ulubionym przebraniem, jest fantazmat anioła)
Jaki ma charakter, ów nadczłowiek? Oczywiście powinien byc nieskazitelny, ale przez to niewiarygodny, może mieć więc jakąś drobną wdaę, jak np, Sherlock - drobne problemy z utrzymaniem porządku. Nadzczłowieka trzeda trochę uczłowieczyć aby był wiarygodny, aby był "ludzki".
Czy nadczłowiek, wzorem Raskolnikowa może sobie pozwolić na wszysko? Oczywiście, że może ale jeśli przekroczy pewne ramy ustalone prze kulturę, wtedy automatycznie traci status nadczłowieka, przestaje się liczyc w oczach społeczenstwa, więc przestaje się liczyć we własnych oczach. I nie staje się nawet splugawionym nadczłowiekiem, od razu jest wtedy jednym "z nas".
Społeczeństwo potrzebuje nadludzi, nawet jak ich nie będzie, to naturalnie za potrzebą, zostaną wytworzeni, - geniusze, siłacze, sprawiedliwi, piękni, Legendy. My - ludzie.

niedziela, listopada 12, 2006

Łubudubu

Spacerując wieczorową porą ( 23.30) z pieskiem, usłyszałem - ŁUBUDUBU SRUUUU- .
Zastanwiałem się co moze powodowac tak piekielny hałas.
Naszczescie umysł nie musiał byc wystawiany na długą próbę, gyż po chwili ukazał się ON.
JASZCZOMP, nowy nabytek polskiej Armii.
Sunął, już bezgłoście rozdzierając swą poświatą, mroki wód bezkresnych.
Polska updała nisko, musi zadowalać się ochłapami, resztakami techicznymi mocarstw.
Skoro ja słyszałem ten donośny huk tak daleko od lotniska w Krzesinach, to co słyszą mieszkańcy osiedli przylotniskowych?

sobota, listopada 11, 2006

Nienawiść

Peter Carmichael - pisarz z powieści Jorge Mario Pedro Vargas Llosa'y, mawiał, że nienawiść pali jak miłość.
Nienawiść, jest potrzebna społeczeństwom. Pozwala rozładować wiele napięć "wenątrznarodnych".
Niedobrze jednak gdy nienawiść ta obraca się przewciw "swojakom"
Nienawidzieć Niemców , Polakom dzisiaj nie wolno, gdyż lansowana jest idea pojednania i przebaczenia. To samo tyczy się Rosjan - nie wolno ich nienawidzić, żeby nie nadszarpnąć i tak już słabych kontaktów. PZPR juz sie rozwiązało, niema "ich", tych drugich.
Jednakże Polacy znaleźli sobie idealny zbornik retencyjny do którego mogą przelac swoje frustracje.
Nie spodziewałem się ( a i Fryderykl był dosc zaskoczony), że gra polityczna pomiędzy PIS'em i PO, przeniosa się do wszystkich warstw społecznych.
Po obu stronach obozów daje się zauważyć zupełny brak kontaktu z rzeczywistością i brak przyjmowania jakichkolwiek, choćby najlogiczniejszych argumentów.
To juz nie jest pojedynek między Kargulem i Pawlakiem, oni byli przecież sami swoi. Teraz mówi się, zę PIS to największy wróg demokracji ( jakże popularne słowo nieprawdaż- demokracja), PIS mówi o atakach układu.
Fryderyk przesmiewczo dodaje, ze bycmoże niedługo organizowane będa ustawiki młodzieżówek danych frakcji politycznych.
Zastanawiajacy jest fakt, posługiwania się retoryką nienawiści w mediach. Powinny one raczej skupić się na łagodzenu sytuacji, balsamowaniu gorących punktów.
Może jednak nienawiść, jest częścia skałdową człowieka? Ujawnia się wtedy gdy okazja sprzyja.
Nienawiść miała służyć do łągodzenia napięć wewnętrznych, jednoczenia się w walce ze wspólnym wrogiem. Gdy wrogowie znikneli lub zamaskowali się, nienawiść obrócila się przeciwko tym którzy ją stosowali.
Miłość potrafi dokonać wielkich czynów, jednakże potrafi tego dokonać ( choć przymitnik wielki zyskuje inne znaczenie) także nienawiść.
Fryderyk usiadł, na podłodze i zajadajac się prażoną kukurydzą obserwuje z rozbawieniem całą sytuację.


-O, gdybyś chciała

zostać na dłużej
godzino miłowania
łatwiej byłoby
świat nakłonić
do pojednania-
Marek Grechuta

Kandydat?

Wszelkie rekordy popularności, ostatnimi czasy bije kandydat Podlasia XXi wieku pan Krzysztof Kononowicz.
Muszę przyznać, że ten miły pan zapwenił mi poprawę humoru na cały jeden wieczór.
Reakcje społeczeństwa też są jednoznaczne.
Pośmiewisko.
Ta jednaka reakcja skłoniła mnie do myślenia ( NARESZCIE! - krzyknął Fryderyk).
Przyjrzyjmy się bliżej naszemu milusińskiemu kandydatowi.
Z wypowiedzi pana Kononowicza można wywnioskować, co nastepuje:
- został wychowany w tradycji patriotycznej, jego ojciec walzył o Warszawę ( przypuszczalnie chodzi o Powstanie Warszawskie)
- ceni wartości rodzinne, bardzo czule wyraża się o swoim ojcu i matce
- jest prostoduszny, a więc nie skory do kłamsatwa i przekrętów
- kieruje się prawdą i dobrem ( najwyższymi wartościamy wyróznionymi przez Platona!)
- nie jest zadowolony z obecnej sytuacji, chce działać, chce naparwy nie tylko gospodarczej ale i moralnej.
Właściwie jego jedynymi wadami są: brak wykształcenia i doświadczenia a także nieumiejetność wysławiania się.
porównajmy go z kadrą rządzącą. Wykształecenia jak i zdolności retorycznych odmówić im nie sposób. Jednakże z cechami tak pożadanymi u polityka, a które saw posiadaniu pana Kononowicza, różnie bywa.
Właściwie nigdy nie możemy być pewni, że jesteśmy karmieni prawdą i dobrem, że nie podlegamy manipulacji populizmem i demagogią.
Oglądając więć jeszcze raz kandydata Podlasia XXI wieku, warto się zastanowić jeszcze raz nad sesnem i kształetem naszej polityki. Zastanowić nad priorytetami, tautologiami któymi bezwzględnie powinni się kierować rządzący i ci którzy rządzących krytykują.
Jakże wtedy wyglądałaby polska kultura polityczna?

środa, listopada 08, 2006

Rozum a miłość

Najłatwiej, jest rozmnażać się przez podział, dlatego tak tez robia najprostsze organizmy jednokomórkowe. Wszytko byłoby bamboocha, gdyby nie pewien malutki mankamencik.
GENY!
Materiał genetyczny sie dewaluuje, skraca traci kolejne zasday azotowe, staje się krótszy, staje się bezużyteczny. Dlatego też te pocieszne pantofelki, czy inne sysydlaczki muszą jakos temu zapobiec!
Aby ich materiał genetyczny nie uległ zepsuciu, podchodzą ( podpływają, poodrzęsitkują?), w każdym razie zbliżają sie od siebie aby wymienić część materiału genetycznego.
Żedy go wymieszać, żeby zwiększyć zmiennośc genetyczną. I tak geny "sterują", wszystkimi istotami żywymi (sterują- determinują zachowania, geny przeciez nie myślą). I tak robią koniki, chomiki, pieski i tak dalej.
Dochodzimy wreszcie do sedna czyli człowieka. Nie różnimy sie wtym od zwierzaczków.
Fryderykowi, już piana z ust cieknie ze złości!
- Co ty pleciesz! Miłość! Miłość przeciwstawiana jest smierci, a ty do genów sprowadzasz! Glu glu glu glhrrrrrrrrrr.
- Nie sądzisz, że to idealne posunięcie ze strony ewolucji, czyniac rozmnażanie tak przyjemnym, że staje się celem ludzkiego życia? Czymś do czego człowiek, nawet podświadomie dąży?
Reszta to tylko otoczka, dobudówka, USPRAWIEDLIWIENIE zwierzęcości. Okłamywanie się, zacieranie właściwego sensu łaczenia się w pary! Ewolucja lepiej, nie mogła tego ustawić.
W takim razie aby zacząć się kierować ku pełni człowieczeństwa, powinno się odrzucić cielesną część miłości.
A napisałem wcześniej, że tylko w ten sposób bezpośrednio można miłośc wyrażać i obierać. Stanowi ona też, uzasadnienie tej duchowej części miłości (paradoksalnie przez kontrast).
Jakże to pogodzić?
Fryderyk złapał się za dziób i zaczął go powioli gładzić.........

wtorek, listopada 07, 2006

Smyranie intelektualne

Prowadzący zajęcia wchodzi na salę. Jego charakterystyczny chód, zpowodował nawrót pewnych wspomnień, narazie były to tylko zarysy konturów.... charakterystyczna fryzura, brzuch, zmechacony sweterek....
Wtedy odezwał się On..: ton jakby znajomy, grupa zaczyna się lekko denerwować, kręca sie w krzesłach i nerwowo spoglądają po sobie. Autor usmiecha się do siebie, wie co teraz nastąpi, ma w końcu 3 letnie doświadczenie.
- Kto się nie przygotował na zajęcia? pyta doktor. Jedna osoba się zgłasza pewna swojej niewiedzy.
To wystarczyło, za pionierem ruszyła lawina rąk, połowa grupy poczuła się zagrożona i zgłosiła nieprzygotowanie.
Doktor ma własciwość taką, że zbija każdy argument, który nie uważa za słuszny. A czyni to w sposób bolesny dla rozmówcy.
- No to jestesmy w domu!- pomyślałem.
Doktor patrzac na listę obecności losowo wybierał, delikwenta. Czułem, że chwila próby nadchodzi.
Intucjia wyrobiona w okopach stresu, tym razem uspokajała. Nadleciała bomba - pytanie.
Zręcznie podsumowałem dokonania dyskusji, dodająć część od siebie. Pierwszy raz udało mi się zmieścić tak wiele w jednym zdaniu.
-No! Ładnie pan z tego wybrnął. - zapadł wyrok
(Fryderyk dodaje: aleś nieskromny Piotrze, nie wlewaj sobie tak, Doktor hak na wszyskich ma, wszystkich pognębia, ciebie też to spotka, przygotuj się).

Musiałem jednak, przystopować dumę gdyż:
Dyskusja nie miała charakteru merytorycznego, cały czas próbowaliśmy ustalic jedną definicję. Ale demagogia sie uaktywniła, (właściwie przez cały czas aktywna była, tylko doszła do głosu).
Doktor zresztą wiedział co nastąpi, podsycał dyskusję. Okazało się, ze nie potrafimy twożyc hipotez, bronić ich i obalać, co gorsza polegliśmy na tworzeniu definicji...
Smyranie intelektualne - tak okreslił to jeden z współgrupmenów. Doktor, nie egzekwował wiedzy, posmyrał nas, badał umiejętości dyskusyjne studentów. Oczywiście każda teorię która była będna odrazu odalał, te kontrowersyjniejsze pozostawiał nam do obrony, bądź ataku.
Potencjał takiej nieptypowej dyskusji został zmarnowany.
Ale nasionko mądrości (nie mylić z inteligencją!), zostało rzucone między nas. odpowiednio pielęgnowane może wykiełkowac pewnego dnia....

Dedykuję ten post nauczycielowi wybitnemu, nauczycielowi jedynemu w swoim rodzaju, o specyficznym poczuciu humoru, niezwykle inteligetnemu i utalentowanemu, znawcy wielu języków, tłumaczowi, filozofowi, miłośnikowi filmów, nauczycielowi który pozostawił po sobie niezatarte wspomnienia.

Demagog

Demagogia to cześć składowa hipokryzji, nie lubie demagogów.
Jeden z współgrupmenów, przerasta wszelkie normy!
Prywatnie nazywam go: recycling, retry ,albo Ooops I did it again. Tylko przez zwykłą przyzwoitośc nie podam jego danych osobowych. (A Cyceron by podał.)
Nie da się opisać demagogii, która została zwielokrotniona wielokrotnie.
Przykład:
Pani: Trybuni mieli więć prawo veta we wszytskich kwestiach. Czy mogli w jakiś inny sposób ograniczac działanie konsulów?
Demagog: Trybuni ludowi, jak sama nazwa wsakuje wybierani byli przez lud i właśnie dla TEGO ludu działali. Działali na jego rzecz, na rzecz ludu. Jako reprezentanci mogli naprawdę wiele. Ich działanlość była szeroka, możnaby pokusić się o stwierdzenie, że ich dzialalnośc była nawet badzo różnorodna. Trudno oczywiście jednoznacznie określić dziedziny, kategorie, właściwe cząstki ich działalności, które tylko im były przypisane. W sumie chyba jednym z kluczowych, takich najważniejszych praw, które im przysługiwały, a zanaczam, że było ich wiele, dosc znaczna ilość... wyróznić nakeżałoby prawo veta.
Ja: ........................................


Musze dodać, z przykrością, że sytuacja pcha mnie również do tych niemoralnych czynów! Co prawda zawsze staram się podzielić z grupą jakimiś sensownymi, wnioskami, jednakże tempo zmian tematów dyskusji porównywalne jest z Concordem. Dlatego zmuszony jestem, wygłaszać puste uwagi, niewiele wnoszące do dyskusji, ale dzięki czemu zazanaczona zostaje moja obecność. I tak oto staję się hipokrytą - demagogiem.

Abażur czyli ściemniacz

No dobra, była czerwona............

Pożądanie

Zalezności między dwoma osobnikami gatunku można podzielić na : przyjaźń, zauroczenie, fascynacja, przyzyczajenie ( które rodzi się najczęściej z zauroczenia) i wpreszczie pożądanie.
Pożądanie, jest zgoodzicie się prawda, najsilniejsze z wyżej wymienionych, i to właśnie ono, może zostać zkonfronowane z miłością.
Zakładam tutaj, że pożądanie ma charakter czysto cielesny, jednak jest tak silne, że odziaływuje ( lub sprawia wrażneie odziaływania) na ducha. Toteż może zostać pomylone z miłością.
Może się okazać, że ognisty rudy to Majirel 9.7, ciemna gładka skóra to dzienna dawka solarium i depialcji, a talia osy i jędrne pośladki to liposukcje. ( Wersja dla kobiet, że stalowe mięśnie to białko z puszki). Mówi się, że miłośc jest ślepa, pożądanie nie posiada więc żadnych innych zmysłów. - Kierowanie się pożądaniem niech podsumuje slogan reklamowy:
Może to jej urok, może to Mejblejn. (czy jakoś tak)
-Czy pełnia miłości może zostać uzyskana bez pożądania? - pyta prowokacyjnie Fryderyk
Odpowiedź jest trudna, bo trudno jednoznacznie powiedzieć tak, lub nie. Jednak skłaniam się, ku opcji "tak". Jeżeli miłosc zostanie podparta fizyczną antypatią ma szanse przerodzić się w przyjaźń lub co gorsza nienawiść.
-Czyli, że miłość to przyjaźń + pociąg fizyczny? - drażni sie pingwin
Rzeczywiście, można dojść do takich wniosków, jednakże pod uwagę należy wziąć również, fakt, ze w miłości stopień zaangażowania ( oraz współodczuwanaia) jest znacznie wyższy.
Pożądanie zaś potrafi przysłonić czasem sens, i właściwy cel.
Czasem kupuję Tobie różę czerwoną. To wtedy moje ludzkie słabości, stają sie wymówką dla uzurpacji umysłu przez pożądanie. Ten ich głęboki ciemnoczerwony kolor, i kształt przywodzący na myśl sprawy o których pisać nie wypada.
Pamiętasz? Pierwsza róża którą Ci kupiłem była biała......

poniedziałek, listopada 06, 2006

Miłość

Pamiętam, jak w Kordianie, "wieszczu"* Słowacki napisał, że miłość można kupić. Banał, nieprawadaż? Dziś kiedy zarabiamy na wszystkim nic nie stoi n aprzeszkodzie aby również i na tej dziedzinie nie zbijać kokosów.
I tak, jadąc autobusem, gdzie się nie odwrócę to pięknje kuszące ciała (głównie pań), reklamujące różne części garderoby, tą intymną też. Lawina filmów, seriali i innych mass mediowych wyłączaczy świadomości, wysyła ku nam kod, którym rzekomo posługują się kochankowie między sobą. Śmiem jednak wątpić, że 90% tych kontaktów wypełniają czynności prokreacyjne, lub inne o podobnym chrakterze. Pozostałę 10% to wymiana dyplomatycznych uwag między kochankami.
Wszytko bardzo ładnie i miło, tylko, że jak dotychczas przyrost naturalny jest ujemny, a przecież taka ilosc zbliżen nie pozostawałaby bez wpływu na wskaźniki demograficzne.
W historii zwykle było tak, że każda postawa wywoływała antypostawę, każde przekonanie wywoływało antyprzekonanie, trend - antytrend itd. I po XIX wiecznej wizji jakże pięknej wizji miłości, mamy kontrreakcję w postaci uwydatniania innych jej aspektów.
(Wtręt: odnoszę wrażenie, że moda na ultraszczupłe modelki doszła do początku zmierchu, pierwsze znaki wahnięcia w drugą stronę, da się już zauważyć -wniosek:
Szanowne Panie do stołów).
Nie godząc się na zastaną wizję (wersję itd.) miłości, szukam więć własnej drogi. (Kontestacja zastanego stanu to cecha kazdego pokolenia. - o pokoleniach wypowiem sie kiedy indziej)
Oto spostrzeżenia: istotnie cielesność odgrywa, ogromną rolę w kontaktach międzyluidzkich.
W końcu jak jesli nie przez nasze ciała mamy wysyłac sygnały do partera (ki), jak też ma te sygnały druga osoba odebrać jak nie własnym ciałem, własnymi zmysłami? Delikatne mrugnięcie powiek, czy malutki ruch warg, to niesamowite bodźce, działające przecież niezbyt mocno na zmysły. Cos nadaje im szczególego znaczenia i potęguje doznania.
Wtedy też cielesność staje się drogą do duchowości. W grę wchodzą emocje i uczucia, które szybko okazują się, najsilniejszymy bodźcami. A są to przecież wartości abstrakcyjne. Ich istnienie, można tak łatwo obalić.
I oczy stają się światema a proste zetknięcie opuszków palców dłoni, staje się........

Etykiety: ,

niedziela, listopada 05, 2006

Zgniły zachód

Dzisiaj w Iraku wysadził się kolejny zamachowiec terrorysta. W Czeczeni żołniez rosyjski w imie szerzenia demokracji zabija całą rodzinę cywilów. W Pakistanie chrześcijance obcięto głowę,za to że jest w mniejszości religijnej. W Dafuże bojówki nacjonalistów urządzaja sobie rzeźe posród ubogiej ludności cywilnej. A Saddam Husajn został skazany na karę śmierci przez powieszenie.
W Poznaniu więcej pieniędzy wydaje się na pielęgnacje trawników, niż na polepszenie bytowania istot żywych w schroniskach.
Przez tydzień nie udało znaleźć się człowieka, który okazał by "ludzkie uczucie" i uratował JEDNEGO psa, przed cierpieniem.
Ilośc nie była w tym przypadku przeszkodą. ( Jak w przypadku Gombrowicza i jego żuczków)
Tak niewiele, dla wielu to za wiele.



Koleś

Hipokryzja

Ostanie posty (czyt. połst), przepełnione były pozytywami.
Nie chcę byc hipokrytą. Jestem hipokrytą. Nie lubie hipokryzji.
Przyznaje się do swoich słabości, potepiam je, jednocześnie je akceptując. Stosuję dwójmyślenie.
Jakże więc mogę radzić nad różnymi zagadnieniami, które zachaczają o moralność, dobro, prawdę i inne wzniosłości?
Usprawiedliwiam się, jak pewnie czyni wielu z was tym , ze tylko Bóg jest bez skazy.
A co powiedzieć o świętych, społecznikach, działaczach i filantropach? Oni tez mieli swoje słabości ale udało im się je wyprzeć. Stanowią dla mnie ogromny ciężar bo pokazują, "że można" a usprawiedliwienia to czcza gadanina.
Zdaję sobie sprawę ze swoich słabości i ułomności, to jednak tylko pogłebia hipokryzję.
Mamy oto przykład, sprzężenia zwrotnego dodatniego, pisząc ten "połst"jednocześnie próbuje się potępic i usprawiedliwić, To zawsze idzie w parze.
Hipokryzja się pogłębia.
Nie oczekuję, zrozumienia, poparcia ani potępienia.

Polityka

Mówiąc o światopoglądzie nie sposób, ominąć polityki.
Nie lubię polityki.
Uprzedzam już z góry pytanie zawsze dociekliwego Fryderyka. - Otóż mówiąc polityka nie mam na myśli polskiej sceny politycznej. Polsak narazie nie jest demokratycznym państwem. Narazie uczy sie demokracji, a gospodarka ( mam nadzieję) dąży do wytworzenia klasy średniej, bez której nie ma demokracji.
- Skoro nie lubisz polityki to dlaczego się nia zajmujesz - jak zwykle swoje trzy grosze, do dyskusji dorzuca Pingwin.
- Dobrze, że pytasz, Fryderyku!- powiedział rozbawiony ( choć lekko poirytowany zbytnią nachalnością nielota) Piotr.
Przytoczę tu przykład, z "czasu herosów" (złotego wieku), czasów Liceum.
Pędzony przez naprawdę rozbudowaną ambicję, uczestniczyłem w olimpiadzie biologicznej.
Polegało toć na napisaniu pracy i jej obronie ( ot namiastaka pracy magisterskiej). Wybrałem temat, który uważałem za nudny., temat o którym nie miałem zielonego pojęcia ( Nie! Bladego i różowego także nie miałem Fryderyku!), i zielony jest tytaj adekwatnym kolorem gdyz chodziło o las.
Dzięki takiemu postępowaniu, dziś znam metody klasyfikacji i opisu ekosystemów leśnych. Nie mówiąc o szpanerskich nazwach łacińskich niektórych drzew.
Polityka, przedmiot publicznej pogardy, ale także droga do władzy ( nie ukrywam, że jest pociągająca) jest też jedną z dróg, po której krocząc można dokonywac zmian.
Jeszcze jestem idealistą. Alan Price śpiewał
"Hope stays ethernal in a young mans breast,
You have to find fo yourself that the dream is dead"
Potem następował chórek powtarzający słowo "dead" .
Jak dotychczas, mój dream jeszcze nie upadł, jestem na to przygotowany - ale dopóki nie upadnie bede uparcie sądził, że można, jeszcze można dokonać poprawy.
Polityka, obecnie jest grą. Dość cyniczną w dodtaku. Politycy robia to co się od nich oczekuje, aby zyskac przychylnośc tłumu. Odgrywają swoje role na scenie i lud o tym dobrze wie. I nikt nie protestuje, nikt nic nie mówi ( prynajmniej nie słyszałem, więc nie wiem).
Taki serwilizm publiczny nie służy kreowaniu nowych postaw i idei, dlatego uważam go za wadliwy i ustawiam w kolejce do stołu operacyjnego.
Jako, że kultura polityczna to moja specjalizacja temat ten jeszcze powróci.

Światopogląd

Nadszedł czas na otowrzenie pierwszej szuflady szafy zwanej Rozumem.
Trudno jednoznacznie opisać mój światopogląd. Dlatego też poprzestanę na ogólnych zasadach, którymi staram sie kierować.
Klejstenes - własciwy twórca demokracji ateństkiej, jest ewenementem w skali światowej. Człowiekowi temu udało się wprowadzić w życie ustrój istniejący jedynie w umyłach, będący tylko teorią. Był pod silnym wpływem filozofii (jeśli można to tak nazwać), pitagorejskiej.
Właśnie kierowanie się mądrością, a w moim przypadku jedynie jej cząstkami - logiką (podstawa wszelkich nauk), i moralnością (własciwie poczuciem sprawiedliwości) , stanowę kamień węgielny, na którym buduje dom zwany światopoglądem. I tak jak Klejstenes wierzę, że teorię, zbiór zasad, które sobie narzucam, można wprowadzić w praktykę.
Wierzę też, że taką troszke wyidealizowaną teorię mozna wprowadzić w (prawie) każdym aspekcie życia społecznego.
Tak też staram się i czynić.

sobota, listopada 04, 2006

Ja

Właściwe, jak już napisałem blog powstaje głównie dla mnie. Stanowi on rodzaj spowiedzi i chłosty ale też usprawiedliwienia. Jest też próbą poznania. Drugą już - pierwszą był mój nieszczęsny pamiętnik. Opisując różne zagadnienia powoli zchodził będe do głebin czeluści zwanej gestalt.
Świadom jestem, że na dnie znajduje się ostateczna prawda. Niewielu doszło tam za życia na ziemi. Ci którzy dotarli do miejsca, z którego można już tylko wrócić, popadali w obłęd, jedyne co pozostaje to ich zapiski, które tworzyli w chwilach powrotu świadomości (czy aby na pewno?).
Pora zacząć od analizy. Jeśli dojdę do czyników pierwszych, wtedy dokonać można syntezy ostatecznej.
Podział:
Jako człowiek, istota ludzka pozwoliłem sobie na podzielenie siebie na dwie części, które będe poddawał dalszemu rozkładowi. Oto one:
Czucie i Rozum.

Priorytety

Nastał tydzień, ( własciwie to pół tygodnia), określony przez "współgrupmenów" jako "Wesołe Święto Zmarłych". Rozum podpowiada - spożytkuj czas na czytanie. Serce zaś szepce może nadrobisz zaległości z szeroko pojętej kultury.
Oczywiście zacząłem czytać.
Jednak ten stan, tak oczobójny nie utrzymał się zbyt długo.
Zaczęło się: filmy, Kaczmarski i...... Medal of Honor (ciekawostka, dwie pierwsze części Medal of Honor wyreżyserowane były przez Stevena. Stevena Spielberga).
Nie grałem od rozpoczęcia roku akademickiego. Dopiero teraz uzmysłowiłem sobie rozmiar głodu.
Kto mnie zna ten wie, że gry to jedna z sił która lepiła mnie gdy byłem jeszcze z gliny.
Obejrzenie "Pianisty", doprawione "Listą Schiendlera", nastroiło mnie odpowiednio do tego aby wycinać rzesze wirtualnych niemców.
Jednak to nie wojenny klimat, wybuchy, wszechobecny chaos i okrzyki na polu bitwy były tak czasożerne.
Wsparcie czasojedztwa nadeszło od strony kontaktów międzyludzkich, i przyjaciela który spowodował, że wybrałem opcję multiplayer............
Emocje, to jest to czym karmi się szatan o imieniu "Multiplayer".
Faktem jest jednak, że nic nie zastąpi widoku naboju odbijającego się o ścianę 3 cm od twojej głowy. Albo rozbłysku z lufy który pozwala zlokalizować przeciwnika........
Platon mawiał, że tylko martwi widzieli koniec wojny, w moim świacie istnieje jednak opcja respawn........
Tak też upłynął "reading week". (Niedziela: target 300 stron).

piątek, listopada 03, 2006

Blog

Blog. Blog. Blog.
-Co ci się stało Piotrze! - spytał, patrząc zdziwionym wzrokiem pingwin Fryderyk.
- No właśnie co mu (mi) się stało! - drapiąc się po brodzie, Piotr zamyślił się. Znów musiał wejść w nieprzyjazne odmęta swojego własnego umysłu. Nie lubił tego. Wiedział, że zgłębianie samego siebie to bolesna sprawa. Aczkolwiek bardzo tego pragnął. Onegdaj gardził tym publicznym ekshibicjonizmem. Wolał przelewać, mysli na papier. Tutaj ten idealnie zapalnowany pociąg najechał na zwalony pień rzeczywistości, własnego lenistwa i niesumienności. Piotr jest w zasadzie Polakiem choc chciałby sie uważać za obywatela Świata. Jako Polak, na wyzyny może się wspiąc jedynie mając nad sobą rękę - groźbę.
- Ale dlaczego teraz!?- pytał nachalnie pingwin. - Przecież, toć plagiat jest prawie! Nawet layout masz ten sam!
- Istotnie wzoruję się, ale na WIELKICH. - odpowiada nerwowo Piotr. - A layout mi się spodobał, i już.
- Poza tym, ciągle nachodzą mnie iluminacje, mysli wypełnaiją przestrzeń między oponami mózgowymi. Głowa ma aż 7 otworów. To wiele, toteż myśli łatwo ulatują i są targane wiatrami różnymi. Nie mogę ich na pastwę różnicy wyżów i niżów zostawić!
To mówiąć, Piotr poklepał Fryderyka i zasziadł przed komputerem.......