Myślnik

Blog dla każdego i dla nikogo

Moje zdjęcie
Nazwa:
Lokalizacja: Poland

sobota, marca 21, 2009

Imigracja

20 stron.

Na tyle muszę napisać pracę na temat: polityka ludnościowa a sprawa polska.
Ostatni rozdział pracy postanowiłem poświęcić naszemu pokoleniowemu doświadczeniu czyli emigracji zarobkowej i tego co nasze mniej lub bardziej ukochane rządy z tym fantem robią.
Kiedy jechałem sobie na rowerze wpadł mi do głowy pewien pomysł. Oto dziecko tej myśli:

Imigrację dzieli się na legalną i nielegalną. Politycy starają się wesprzeć imigrację legalną a zahamować tę nielegalną. Najchętniej by ją zlikwidowali. Teraz pytanie. Dlaczego Amerykanie ciągle łapią Meksykanów biegnących przez pustynie ku ziemi obiecanej. Dlaczego Sarkozy specjalnie organizuje 100 statków i 50 samolotów żeby odesłać niechcianych Algierczyków na drugą stronę morza Śródziemnego? Dlaczego policja zgarnia Rumunów z Bema i funduje im świąteczną deportację do domu? Czy politycy chronią nas przed niebezpieczeństwem zalania nas przez nielegalnych imigrantów?

Istnieje wiele odpowiedzi, jednak zdaje się, że prawdziwe rozwiązanie można osiągnąć stosując do powyższych pytań pewien myk, którym Sławoj Żiżek bardzo często posługuje się , żeby odkryć prawdę o istocie wszechrzeczy. Nazwałem ten myk: The Żiżek Reversal.

Chodzi więc nie o to czy politycy osłabiają pozycję nielegalnych imigrantów, ale o to czy nielegalni imigranci osłabiają pozycję polityków. Oczywiście, że osłabiają. I o to chodzi. Hier liegt der Hund begraben! Przez samo pojawienia się nielegalnych imigrantów demaskowany jest fakt, że państwo nie jest w stanie zapewnić odpowiedniej szczelności granic, a co za tym idzie, ochrony swoim obywatelom. Chyba nigdy nie będzie w stanie tego zrobić. Dlatego politycy lubią jednostkowe akcje, w swej istocie iście populistyczne, które mają na celu przekonanie społeczeństwa o działającej ochronie państwa.

Legalna i nielegalna imigracja. Co za pierdoły. Godne prawniczej logiki.
Z ekonomicznego punktu widzenia, nie ma legalnej czy nielegalnej imigracji. Jest po prostu imigracja i już. Człowiek to Smith'owski homo oeconomicus, zawsze będzie podążał za zarobkiem. (Przywołanie przykładu Polaków na Wyspach powinno wystarczyć.) Myślę, że lepiej byłoby podzielić imigrację na oczekiwaną (ekonomiczną itd.) i nieoczekiwaną (np. w uciekinierzy z terenów objętych wojną).

Wróćmy zatem do nieszczęsnej polityki. Ustaliliśmy już, że polityk aby utrzymać się przy władzy chętnie skorzysta z niezadowolenia ludzi z pojawienia się nowego nieznanego elementu. Mimo wszystko gospodarka potrzebuje elementu napływowego a w dobie globalizacji ruchy szerokich mas ludności stają się coraz łatwiejsze. Migracje stanowił i stanowić będą istotny aspekt kształtowania się społeczeństw. Polska cichcem dołączyła do krajów, które stanowią cel emigracji. I rzeczywiście za 50 lat będzie u nas milion Wietnamczyków a rzesze Ukraińców wypełni lukę po Polakach siedzących w Anglii. Powoli, wracamy do multi-kulti społeczeństwa, które przecież stanowi istotną część polskiej historii i kultury. Mamy w końcu tradycję, z której można garściami czerpać.

Tymczasem, kiedy kraje byłego bloku wschodniego przygotowują się na nowe wyzwania, Unia Europejska otacza się solidnym murem. Powtarza wzór zachowań, niechętnego przybyszom, państwa narodowego. Tylko czyni to na wyższym poziomie. Jako międzynarodowa instytucja ma większe możliwości kontroli. Zarówno przy granicy, ale także wewnątrz każdego kraju członkowskiego można zostać sprawdzonym czy jest się obywatelem UE czy też nie. Lineczka z Ukrainy miała problem żeby przedostać się przez Węgry, bo miała tylko wizę zezwalającą na pobyt w Austrii. Biurokracja ad absurdum.
I oto absurd tworzy paradoksy. Ułatwiając obywatelom przemieszczanie się w obrębie samej UE, Unia jednocześnie utrudnia to przemieszczanie nie- obywatelom. Gwarantując prawa swojakom, odmawia się jej obcym. Wolność bierze rozbieg i skacze ze skały.

czwartek, marca 12, 2009

Wolność jest w nas

Popiełuszko. Wolność jest w nas. to nie jest film wybitny. Żadne z niego arcydzieło. Ale wbrew ideologicznie zabarwionym recenzjom w paru periodykach to nie jest kicha. To nie jest zły film. Oj nie.

Niespecjalnie dziwi mnie fakt, że jeżeli film traktuje o księdzu to zbiera negatywne recenzje. Taki mamy kraj. Tylko, że to nie jest film o księdzu. To przede wszystkim film o wielkim człowieku. O człowieku, który przy okazji był księdzem. Rafał Wieczyński od początku podkreślał, że chce nakręcić film o Popiełuszce i przedstawić go jako zwykłego człowieka. No i mu się udało. Nie jest to żadna hagiografia.

Filmowy ksiądz Jerzy to rzeczywiście zwykły człowiek. Nie umie i w związku z tym nie lubi śpiewać. Cieszy się jak dziecko, kiedy dowiaduje się, że ktoś namaluje jego portret. Lubi chodzi po górach. Lubi też zjeść sobie grzyby zebrane w rodzinnym lesie. Studentce, która chce wiać na zachód, daje błogosławieństwo.
Na szczególną uwagę zasługuje Adam Woronowicz odgrywający główną rolę. Rzeczywiście błyszczy na ekranie, w każdej scenie. Sam z resztą widziałem jak przez bite dwa dni powtarzał tekst jednego z kazań dopracowując każde słowo. Scena z tym kazaniem w filmie trwa 3 minuty.
Niestety nie można tego powiedzieć o Zamachowskim, Englercie, Komorowskiej, Pazurze którzy dają ciała na całej linii. Dobrze, że nie pojawiają się za często. Jedynie Marek Frąckowiak naprawdę dobrze odegrał swoją rolę (księdza Boguckiego).

Fabuła filmu koncentruje się głównie na pokazaniu gry jaką prowadzić musiał ksiądz Jerzy z czerwonymi. Trzeba przyznać, że te wszystkie triki z podmianą obrazków, zmianą samochodów czy puszczaniu ściem aparatowi bezpieczeństwa, potrafią wciągnąć i się nie nudzi. Tłem do tych gierek jest przedstawiona z rozmachem historia narodu, zwłaszcza stanowi wojennemu poświęcono wiele miejsca. Wszystko to jest okraszone dobrotliwym ale i ciętym humorem księdza Jerzego. Motywy z Kościuszką, rozmową w więzieniu czy (mój ulubiony)ze zdjęciem, wywoływały w widowni niekontrolowane eksplozje śmiechu. Zasłużenie.

Sam film to po prostu porządnie wykonana rzemieślnicza robota. Wiadomo są sceny lepsze i gorsze, jak zawsze. Jak już będziecie oglądać ten film, to chciałbym byście zwrócili uwagę na to co dzieje się na ekranie w momencie, w którym ksiądz Jerzy po raz pierwszy wspomina o możliwości swojej śmierci. Od tego momentu, trochę sielankowa atmosfera, po prostu się ulatnia. Pojawia się coraz więcej bardzo dobrych scen, z wiadomym finałem na czele. Odnoszę wrażenie, że reżyser zaczął tworzyć ten film ze sceną zabójstwa przed oczami.

Muzyka może być. Czasem trochę za słodka, ale ogólnie wypada in plus.
Od strony technicznej też nie ma co się przyczepić. Ba! Podoba mi się, że polskie produkcje stoją na coraz wyższym poziomie! I rzeczywiście Popiełuszko parokrotnie wybija się wysoko ponad przeciętność. Ujęcia Tatr, sceny z czołgami jadącymi ulicami czy końcówka są nakręcone rzeczywiście z polotem i wizją. No i wspomniane przejście, kiedy ksiądz Jerzy pierwszy raz wspomina o swojej śmierci jest rewelacyjne.
Szkoda, że tych wizji nie starczyło na cały film bo wtedy mielibyśmy bardzo dobry kawał kina, a tak mamy dobry film, który ma parę świetnych scen. Te sceny pokazują, że młodziutki Wieczyński ma w sobie potencjał. Przyszłość czy go wykorzysta, czy zmarnuje.

W skali 0/1. Daję 1. (Oglądać/ Nie oglądać)
7/10.

P.S. Fakt, że w tym filmie widać mnie parę razy na ekranie, nie ma nic wspólnego z oceną:)

P.S.2. Teraz czekam na Generała Nila!

wtorek, marca 10, 2009

Pusta trumna

Inspired by: Artykuł w Rzeczpospolitej
Za niezbędną faktografię i support podziękowania lecą do Brzozy!


Jerzy Giedroyć miał rzec kiedyś, że Polską rządzą dwie trumny. Trumny Piłsudskiego i Dmowskiego. Góralskie przysłowie mówi, że istnieją trzy rodzaje prawdy: prawda, święta prawda i gówno prawda. W tym przypadku do słynnej wypowiedzi Giedroycia trzeba zastosować trzecią z prawd. Żyjąc na emigracji Giedroyć nie mógł dostrzec jak bardzo komuna przeorała polskie społeczeństwo. A przeorała doszczętnie. Większość ND'eków spotkały represje najpierw ze strony hitlerowców, a potem ze strony sowieckich komunistów. Po międzywojennej II RP nie ma dziś zbyt wielu politycznych śladów. PSL? Tak. Też lubię dobre żarty.

Roman Dmowski to chyba najbardziej niedoceniony z Tatusiów Niepodległości. Ukończył studia matematyczno-fizyczne, by później otrzymać tytuł doktora nauk przyrodniczych. Jego ścisły umysł pozwalał mu trzeźwo oceniać rzeczywistość. Był posłem do rosyjskiej Dumy. Na pokojowej konferencji w Paryżu wygłosił dokładnie przygotowany, pięciogodzinny referat na temat granic powojennej Polski. To właśnie Pan Roman, jak go nazywano, nakreślił główny kształt granic II RP. Podobno sam od razu tłumaczył swój referat na angielski i francuski, bo nie ufał zachodnim tłumaczom. Wraz z Paderewskim w imieniu Polski podpisał traktat pokojowy. W kraju był niekwestionowanym przywódcą ruchu narodowego. Na jego pogrzeb miało przyjść 200 tysięcy osób.
Dzisiaj lewica straszy nim małe dzieci.

Myśl polityczna Pana Romana zdaje się dzisiaj nie mieć żadnych kontynuatorów.
Co wkurzało Dmowskiego w Polakach? Wkurzała go lenistwo, niezdolność do pracy zbiorowej czy bierność przechodząca niemal w serwilizm. Nie dziwi więc fakt, że czarnoziemem dla Narodowej Demokracji okazała się Wielkopolska. W końcu to na terenie zaboru pruskiego Polacy aktywizowali się, zakładali Bazary i inne spółki społeczno-oświatowe. Pracą organiczną przez lata przygotowywali Wielkopolskę do powstania. Jednak nie powstania w stylu "hurrra widelcem na czołg", tylko powstania dobrze zaplanowanego, wymierzonego w najsłabsze punkty przeciwnika. Czy Powstanie Wielkopolskie, którego dziewięćdziesiątą rocznicę nie tak dawno świętowaliśmy, nie było końcowym aktem Najdłuższej Wojny Nowoczesnej Europy? Mała Wielkopolska rzuciła wyzwanie, co prawda pokonanej, Rzeszy Niemieckiej, ale jednak całej Rzeszy Niemieckiej. I pokazała na co ją stać.

Nacjonalista! Nacjonalista i antysemita! Słyszę głosy z lewa, prawa i z centrum. Fajnie tak dołączyć się do chórku i śpiewać tak jak reszta. Wystarczy jednak zadać sobie odrobinę trudu samodzielnego myślenia i sięgnąć po parę książek autorstwa Dmowskiego i oto niespodzianka. Okazuje się, że Roman Dmowski bardzo trafnie określił czym jest naród. Odrzucił te XIX wieczne pierdoły o rasowej podstawie narodu. Wiedział, że to wspólnota doświadczeń, wspólnota historii i kultury czyni naród. Dla Dmowskiego Polakami mogli też być Ukraińcy czy Białorusini, właśnie ze względu na wspólne doświadczenia i kulturę.
Niezwykłe jest też to, że jego myśl narodowa i budowanie dumy narodowej oparte było właśnie o historię i tradycję, a nie o nienawiść do innych ras i szowinizm narodowy. A co z antysemityzmem? Dmowski w Żydach widział po prostu sojuszników Niemiec. I tyle, albo aż tyle. Nie był to przecież pogląd pozbawiony jakichkolwiek podstaw. Wystarczy tylko trochę zgłębić się w historię zaboru pruskiego. Antysemityzm Dmowskiego miał przede wszystkim podłoże ekonomiczne.

Co do znanego cytatu: Katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości (...) ale tkwi w jej istocie. Po prostu przypomnę rolę jaką Kościół odegrał w czasie zapyziałej komuny.

Pan Roman był przede wszystkim twardym realistą. Liberałem jeśli chodzi o poglądy gospodarcze i demokratą jeśli chodzi o poglądy na ustrój. Żadne dyktatury nie chodziły mu po głowie. Wierząc w wolną Polskę, Dmowski wierzył w wolne umysły Polaków. Dziś na siłę kojarzony z jedną partią, był on bardziej filozofem polityki i mężem stanu. Dlaczego Dmowski za głównych wrogów Polaków uważał Niemców? Rosja była dla niego azjatycką barbarią. Uważał, że o wiele trudniej dać się zrusyfikować mając w umyśle obraz zaborcy - brutalnego najeźdźcy. Niemcy, uważał Dmowski, to przecież naród z wysoką i rozwiniętą kulturą. Kulturą tak atrakcyjną, że wielu Polaków mogłoby świadomie wyrzec się swojej i wypełnić kolejny szereg zgermanizowanych. Przyznajcie, że pomimo wydarzeń Drugiej Wojny, takie myślenie ciągle ma rację bytu.

To niesamowite jak uproszczenia potrafią zatrzeć prawdziwy obraz sytuacji.
Słowo narodowy zostało na zawsze powiązane z prawicą. Szkoda, że nikt nie chce jakoś zauważyć, że NARODOWY-socjalizm to przecież ruch na wskroś lewicowy. Pierwiastek narodowy trzeba raz na zawsze odłączyć do prawicy i zdać sobie sprawę z tego, że do ideologii narodowych może odwoływać się zarówno prawica jak i lewica.

Bardzo nie lubię, kiedy straszy się Polaków Dmowskim. Nie lubię jak endecję kojarzy się tylko z Niewiadomskim, a o Grabskim, jako o członku endecji, całkowicie się zapomina. Nie lubię kiedy twarde i racjonalistyczne poglądy Pana Romana próbuje się podłączyć pod mesjanistyczno-religijną tradycję. Nie lubię kiedy pewna partia i pewna radiostacja próbuje zawłaszczyć sobie Dmowskiego, który z ich poglądami nie ma nic wspólnego. Zwłaszcza, że przed 1918, Pan Roman był dość antyreligijny. Nawrócenie przyszło w latach dwudziestych. Zwłaszcza po 1926.

Współczesna, polska scena polityczna składająca się z lewaków, farbowanych ludowców i socjaldemokratów udających konserwatystów i liberałów, potrzebuje trochę Realpolitik. Polityki reprezentującej polski interes narodowy.

środa, marca 04, 2009

Głos w sprawie zmian klimatycznych

Z dedykacją dla Macieja.

Pamiętam, że jako dziecko widziałem rycinę, na której ludzie poprzebierani w jakieś dawne stroje chodzili do karczm i sklepów. Wszystko byłoby całkiem normalne, gdyby nie to, że karczmy stały na zamarzniętym Bałtyku.

Sprawa nie dawała mi spokoju aż do niedawana. W końcu dowiedziałem się kiedy i co się stało. Niedawno mój znajomek o imieniu zbyt głupim dla cesarza napisał o niepokojących go zmianach klimatów. Tekst odbiegał jednak od przyjętych powszechnie przekonań o globalnym ociepleniu i tym podobnych bujdach. Pisał też o badaniu nad zmianami klimatu poprzez dzieje. Dzięki powietrzu zamarzniętemu w biegunowych lodowcach możemy odtworzyć zmiany klimatu rok po roku. Do tysięcy lat wstecz.

W trakcie własnych poszukiwań natknąłem się na podobny projekt. Tyle, że sięgający do 1500 roku. Analizuje zmiany klimatu dzień po dniu. Oczywiście, w końcu, znalazłem tam też informację o zamarzniętym Bałtyku.

Po krótkim okresie odwilży nikt nie spodziewał się silnych mrozów. 6 stycznia 1907 roku ludzie obudzili się by odkryć, że cała Europa była skuta lodem. Paryżanie chodzili po zamarzniętej Sekwanie. Statki stacjonujące w Gdańsku zostały unieruchomione. Okazało się, że cały Bałtyk był przykryty lodem. Można było pieszo dostać się z Korony do Skandynawii. Karczmy na Bałtyku można było budować do kwietnia. Wenecjanie jeździli na łyżwach po zamarzniętej lagunie.



W nocy 5 stcznia 1709, rezydujący pod Londynem, William Derham jeden z niewielu ludzi, którzy posiadali niezwykle nowoczesny wynalazek, który zwiemy teraz termometrem, zmierzył temperaturę, która wynosiła -12 stopni. Napisał: As to this Matter, I belive this Frost was greater (if not more universal also), than any other in Memory of Man. Denham prowadził swoje badania od kilkunastu lat. Twierdził, że nastała zima jakiej Europa jeszcze nie znała. Najzimniejszy okres w historii. Nie mylił się.

Ludzie którzy kładli się spać i budzili się z ich nocnymi czapkami przymarzniętymi do poduszek. Chleb był tak twardy, że krojono go siekierą. Kogutom odpadały zamarznięte grzebienie. Drzewa eksplodowały z zimna. Angielscy żeglarze pozamarzali na swoich statkach. Setki jezior i rzek skuł gruby i twardy lód. Ludzie ginęli tysiącami a zwierzęta wszystkich gatunków milionami. Wielu miało zginąć z głodu. Kiedy przyszła wiosna okazało się, że gleba zamarzła na metr w głąb. Mąkę robiono z paproci. Obawiając się rewolty we Francji zmuszono szlachtę do otwarcia pomieszczeń z ciepłą zupą dla potrzebujących.
Księżna Orleanu pisała, że trzęsła się z zima mając na sobie kilka futer i siedząc obok ogniska.

Jakie są przyczyny tej zimy tysiąclecia? Naukowcy twierdzą, że something unusual seems to have been happening. Nie mam dyplomu, ale sam też na to wpadłem. Niektórzy tłumaczą to zwiększoną aktywnością wulkaniczną, a inni zmniejszoną aktywnością Słońca. Prawda jest taka, że nic nie wiemy o klimacie naszej planety, a Ziemia to niezwykle skomplikowany organizm. Dopiero jak odkryjemy przyczyny zmian klimatycznych przez dzieje, będziemy mogli powiedzieć coś o teraźniejszości.